W marcu po raz pierwszy braliśmy udział w konkursie matematycznym Kangur. I wiecie co? Pani znów nas wpuściła w maliny. Mówiła, że spokojnie, że przecież razem zrobiliśmy tyle testów. Zgadza się, razem jak najbardziej, ale na konkursie Pani nabrała wody w usta i ani mru- mru. Czemu znów dałem się na to nabrać? A przecież , jak dziadunio, czułem w kościach nadciągające niebezpieczeństwo.
Sama karta do kodowania sprawiła, że oblałem się zimnym potem. O mamusiu, na co mi to było?! Jednak zamiast nadal pluć sobie w brodę, że zgodziłem się na udział, wziąłem byka za rogi. W końcu jestem facetem czy nie! Skakałem po karcie z zadaniami jak kangur, ale nie poddałem się. Nie ze mną takie numery australijski torbaczu. Dobrnąłem do końca, zakodowałem odpowiedzi, już za to powinna być szóstka i szczęśliwy zakończyłem test. Czy powtórzę swój udział za rok? Być może, wszak pamięć ludzka, a już szczególnie ucznia, jest krótka i zapomnę o doznanych boleściach.
Uczeń klasy 2 d
cdn